Od góry:
Fot. 5. Regulator natężenia płynącego prądu (zwykły drut oporowy);
Fot. 6. Piaskarka;
Fot. 7. Polerka napędzana za pomocą pedału
Trochę inne jest znaczenie słów. Mam tu na myśli proces dekapowania. Obecnie jako dekapowanie w galwanotechnice rozumiemy chemiczne usuwanie warstewki tlenków przez wytrawianie powierzchni metali, zwykle w roztworach kwasów. I rzeczywiście, Pfanhauser w swoim poradniku zaleca dotrawiać detale w ok. 5-proc. roztworze kwasu siarkowego, ale jednocześnie jako dekapowanie rozumie czyszczenie powierzchni szeroko rozumiane. Piaskowanie dla niego to również dekapowanie. Wręcz maszynę do piaskowania (piaskarkę) nazywa “Dekapirmaschine” (fot. 6).
Fot. 8. Przykładowy skład ówczesnej kąpieli niklującej
W zakresie szlifowania i polerowania to w zasadzie dzisiaj jest bez zmian. Maszyny napędzane były pasami transmisyjnymi (żadnych silników elektrycznych), ale jest też pokazana polerka napędzana za pomocą pedału (podobnie jak stare maszyny do szycia) – fot. 7. Praktyczne zastosowanie tego urządzenia wymagało niezłych umiejętności w zakresie koordynacji ruchów. Stać na jednej nodze, drugą pedałować a jednocześnie w rękach trzymać przedmiot i polerować go. Co do samych wanien galwanicznych, to Pfanhauser proponuje trzy typy wanien: kamienne, żeliwne oraz drewniane. Jeśli chodzi o kamienne, to są nie do zdarcia – patrz np. kamienne zlewy w laboratoriach uczelnianych, przynajmniej tam, gdzie ja studiowałem, to zlewy wytrzymały wszystkie eksperymenty studentów. Wanny żeliwne były zwykle emaliowane, duże, ciężkie, ale solidne. Natomiast wanny drewniane wykonane były z modrzewia. Jeśli chodzi o wanny drewniane, to są one wbrew pozorom dosyć odporne chemicznie. Kilka lat temu miałem okazję oglądać akumulatory kwasowo-ołowiowe, które były wykonane w skrzynkach z drewna. Mimo lat skrzynki miały się dobrze, a w końcu zawierały kwas siarkowy, wprawdzie rozcieńczony do ok. 30 proc., ale jednak kwas. Elementy do galwanizacji były zawieszane na zwykłym drucie, jeżeli było tych elementów więcej, to wiązało się je w pęczki. Myślę, że problemy z wgłębnością kąpieli były na porządku dziennym. Spotkałem natomiast pierwowzór bębnów galwanicznych do obróbki drobnicy. Co do samych kąpieli, to w ówczesnych czasach koncentrowano się na kilku ważnych elementach opisujących kąpiel, tj. gęstość, temperatura, czystość cieczy, opór właściwy. Za pomocą pomiaru gęstości określano stężenie soli galwanicznych. Do tego używano areometru w skali Baume. W zasadzie dzisiaj również posiłkujemy się pomiarami gęstości, np. przy kąpieli do chromowania. Przy czym są to pomiary mocno przybliżone. O ile na podstawie pomiaru gęstości kąpieli do chromowania zawierającej CrO3 jesteśmy w stanie określić zawartość tegoż trójtlenku chromu, gdy kąpiel jest świeżo sporządzona, o tyle im starsza kąpiel, to pomiar jest bardziej zafałszowany ze względu na wpływ zanieczyszczeń. Co ciekawe, nigdzie nie znalazłem sposobów na analityczne określenie składu kąpieli, to co jest dzisiaj podstawą. W kwestii temperatury to kąpiele do elektrolitycznego osadzania miały pracować w zakresie 15-20°C. W jednym z rozdziałów spotkałem oryginalny sposób ustalania czy kąpiel ma dobrą temperaturę. Po prostu ręka zanurzona w kąpieli nie powinna odczuwać zimna!? Jeszcze jedna rzecz mnie zaskoczyła. Nie znali (może nie stosowali) żadnych technik czyszczenia kąpieli “on-line”. Nie stosowano pomp z filtrami.
Komentarze (0)