Oczywiste jest zatem, że przygotowanie zadań prowadzonych w takiej skali wymaga dwukierunkowych działań. Bardzo poważnych „technologiczno-materiałowych” oraz nie mniej pracochłonnych i liczących się w kosztach przygotowań organizacyjnych, w tym „behapowsko-przeciwpożarowych”. I choć najmniejszym problemem w takiej sytuacji staje się opracowanie stosownej dokumentacji otwieranej „BIOZ-em” z dziesiątkami załączników wymaganych przez przepisy ogólne i lokalne, właściwe dla placu budowy, to z owej dokumentacji wynika konieczność wykonania wielu czynności, które już takie proste nie są.
Każdy ze standardowych punktów „planu bezpieczeństwa i ochrony zdrowia”, a to w skrócie:
- zestawienie i opis robót dla całego zadania z rozpisaniem na etapy
- sporządzenie planu sytuacyjnego obiektów z przypisaniem im charakterystyki możliwych zagrożeń i w rozbiciu na skalę, czas oraz miejsce wystąpienia
- określenie sposobu szkoleń ogólnych i stanowiskowych wraz z dopuszczeniami do prac szczególnie niebezpiecznych i wymagających specjalnych kwalifikacji
- opis środków ochrony indywidualnej pracowników oraz sprzętu specjalnego, stosowanego w akcjach ratunkowych
- wyznaczenie dróg, magazynów i sposobów transportowania materiałów niebezpiecznych
- wskazanie środków minimalizujących ryzyko i ułatwiających postępowanie powypadkowe
poszerzony o informacje wynikające z „oceny ryzyka zawodowego”, „instrukcji BHP i PPOŻ” wydanej przez inwestora, to furtka do dalszych działań, w tym dokumentacyjnych zatwierdzanych na kilku szczeblach oraz zakupowych, często specjalnych do jednorazowego użytku. I choć wiadomo, że na „bhp” oszczędzać nie należy, to w kosztorysach zadań, o których mowa wyżej pojawiają się kwoty wręcz oszałamiające. Bez liczenia wiadomo, że będzie to około 30% wartości kontraktowej, co w wartościach bezwzględnych zamienia się w miliony jednostek pieniężnych klienta. I tu pojawiają się problemy „analityczne” powodowane powszechnie obowiązującą zasadą „oszczędzania i minimalizowania kosztów”.
Komentarze (1)