Szóste prawo antykorozji
Dowodzenie prawdziwości tytułowego porzekadła zbytnich zabiegów nie wymaga. Wiadomo od dawna, że sukces czy porażka to nie tylko własna wola, ale także korzystny splot czynników zewnętrznych, decydujących tak samo o efekcie końcowym, jak i choćby największy wysiłek człowieka. Dlatego wielkie sukcesy w każdej dziedzinie są rzadkością a przysłowiowy "łut szczęścia" dotyczy nie tylko tych, którzy we właściwym miejscu i we właściwym czasie wygrany los loteryjny kupili, ale i tych, co zawijając rękawy za rozwiązywanie problemów technicznych się biorą, w tym często ryzykownych, jakich nie szczędzi antykorozja przemysłowa.
Branżyści od razu zauważą, że powyższe porzekadło w odniesieniu do "antykorozji" brzmi jak złowieszczy paradoks. W nie tak dawnych jeszcze czasach, gdy tylko w zgierskiej Borucie pracowało pół tysiąca aparatów wymagających dobrego powłokowania ochronnego, katalogi materiałów chemoodpornych zawierały cztery gumy, dwa rodzaje epidianów, po jednym rodzaju białej i czarnej ceramiki oraz kit węglowy na wszystkie okazje. Uwzględniając, że na Borucie potrzeby się nie wyczerpywały a podobne zakłady można było liczyć w dziesiątki, niejednemu antykorozjoniście wręcz marzyła się wówczas sytuacja, by segregatory z kartami informacyjnymi materiałów chemoodpornych były przynajmniej dwa razy grubsze.
Komentarze (0)