Pomijając znany fakt, że komputery potrafią tylko tyle, ile zostały nauczone, to problematyka antykorozyjna w wielu wypadkach wymyka się metodom obliczeniowym i wciąż pozostaje w niej spory margines na wiedzę empiryczną i doświadczenie praktyczne. Każdy z praktyków mógłby przedstawić spory katalog dziwnych faktów i przypadków pęknięć powłok ochronnych, perforacji zbiorników, zróżnicowanego zużycia wykładzin pracujących w zbliżonych warunkach i innych ciekawostek o skutkach bliskich nie tylko technice, ale i zainteresowaniu prokuratorskiemu oraz związanej z nim odpowiedzialności karnej. Podobnie wielu z nich ma na koncie indywidualne rozwiązania, wymyślone i zastosowane tylko w wyniku wyjątkowej potrzeby chwili. Niestety, ten dorobek ma niewiele szans oraz możliwości na skatalogowanie oraz upowszechnienie. Postępująca alienacja problematyki antykorozyjnej spowodowała nagminną praktykę jej eliminowania z opracowań dokumentacji projektowych. Główny wysiłek, potęgowany możliwościami komputerowego projektowania i optymalizacji konstrukcji, idzie w kierunku na „projektowanie w stali”. Dodajmy – projektowanie perfekcyjne do ostatniego szczegółu, łącznie z nitami mocującymi tabliczki firmowe do urządzeń… i z pominięciem sprawy dla nich najważniejszej – ochrony antykorozyjnej. Projekt powłoki coraz częściej sprowadza się do wpisu: „Rodzaj materiału ochronnego dobierze wykonawca wykładziny”, co świadczy, że projektowanie ochrony antykorozyjnej coraz częściej przestaje być częścią składową całości cyklu budowy urządzeń, a staje się zadaniem przerzuconym na firmy lub osoby, które niejednokrotnie – mimo najlepszych chęci – nie są w stanie sprostać powierzonemu zadaniu i to przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – w ślad za zapisem o przeniesieniu obowiązku projektowego na wykonawcę wykładziny, często idą dodatkowe żądania, które w odniesieniu do własności zastosowanych materiałów ochronnych, takich jak gumy czy żywice, sięgają wartości właściwych dla szkła lub metali szlachetnych. Absolutna chemoodporność, zerowe nasiąkliwości, wymaganie odporności termicznych leżących powyżej rozkładu termicznego żywic bazowych czy wieloletnie bezobsługowe okresy gwarancyjne - to wszystko staje się obecnie normą w katalogu życzeń projektowych. Po drugie – wykonawca powłok dostaje do obrobienia „gotową i zatwierdzoną stal”, podczas gdy powłokowanie antykorozyjne bardzo często wymaga podporządkowania konstrukcji podłoża potrzebom wynikającym z technologii gumowania, szpachlowania, laminowania czy chemoodpornych wymurówek ceramicznych. Jeśli dodatkowo uwzględnić, że w ślad za gotową stalą i często nierealnymi życzeniami materiałowymi idzie wymóg udzielenia „sześcioletniej bezobsługowej gwarancji”, co jest w praktyce interpretowane jako wymagany okres eksploatacji „bez otwierania włazów”, to położeniu antykorozjonistów poszukujących zleceń zazdrościć nie należy. Tym bardziej, że intensyfikacja obecnie stosowanych procesów technologicznych też dokłada swoje i obciążenia eksploatacyjne sięgają granic wytrzymałości materiałów ochronnych. W sumie coraz bliżej do sytuacji, w której słabnąca branża robót antykorozyjnych może znaleźć się w sytuacji co najmniej patowej. Przykład pierwszy z brzegu: cysterna drogowa do przewozu chemikaliów wymaga powłoki wewnętrznej wykonanej z gumy importowanej, wymagającej specjalnej technologii aplikacji. Guma musi uzyskać krajowe certyfikaty, co jest pierwszym poważnym kosztem w łańcuchu zdarzeń i kosztem o tyle istotnym, że ze względu na terminową ważność certyfikatów przenosi się on najwyżej na jedno/dwa zlecenia. Wykonawstwo musi być powierzone zakładowi z uprawnieniami, otrzymującym je po drogiej procedurze dopuszczeniowej. Do aplikacji potrzebni są fachowcy „z górnej półki”, utrzymywani przez długie okresy w stanie względnego spoczynku, generujący przez to dodatkowe koszty. Nic zatem dziwnego, że cena usługi robót specjalnych oscyluje dziś na poziomie „ponadświatowym” i nie jest to winą antykorozjonistów. Oni wciąż jeszcze wyznają zasadę, że nawet w obliczu omówionych problemów, w żadnym wypadku nie można zamieniać „powłokowania chemoodpornego” na bliskie mu „dekoracyjne tapetowanie”. Takie podejście w praktyce oznaczałoby odejście od zasad zawodowych ze wszystkimi bezpośrednimi i pośrednimi skutkami.
Tadeusz Święcki
Komentarze (0)