Ten układ wzajemnych i pozornie obustronnie korzystnych powiązań ma jednak i drugą stronę. Współczesna ochrona przed korozją nie dotyczy bowiem zabawek, lecz urządzeń przemysłowych pracujących przeważnie w ruchu ciągłym i zabudowanych szeregowo w wielkotonażowych liniach produkcyjnych. Z „szeregu” wynika jedno – w przypadku awarii jednego podzespołu, trzeba zatrzymać całą linię. Z „tonażu” drugie – każda godzina postoju to brak ton, które np. w przypadku linii nawozowej produkującej 1 200 000 ton soli potasowej rocznie, oznaczają stratę 137 ton produktu w każdej godzinie remontowej. Zatrzymanie fabryki to złożona i kosztowna operacja. Uruchomienie jest jeszcze trudniejsze a w przypadku bloków energetycznych to wręcz akrobacja technologiczna. I jeśli teraz „posiadacz taniej oferty” zechciałby przenieść straty na wykonawcę robót antykorozyjnych, to mógłby to zrobić. Tyle, że z zerową skutecznością, gdyż praktycznie żaden z nich nie jest w stanie przyjąć takiego obciążenia. Kaucje gwarancyjne liczone od wartości kontraktów pokrywają zaledwie ułamek wartości strat, ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej, choć „milionowe”, też jest z reguły zbyt małe a jego egzekucja – co się dopiero w praktyce okazuje – jest chyba możliwa tylko w przypadku szkód powodowanych przez tsunami albo trzęsienie ziemi, a i to nie zawsze. Odpowiedzialność majątkiem też nie wchodzi w rachubę. Kompresory, klimatyzatory, wiadra i drabiny, choćby zebrane od wszystkich krajowych antykorozjonistów, nie pokrywają szkód i nie stanowią atrakcyjnej rekompensaty dla zleceniodawców poznających dopiero w takich sytuacjach „wielką cenę taniej oferty”. Stąd wniosek, że pojęcie „tanio” ma charakter względny i jeśli już tylko o cenie mowa, to w najlepszym wypadku „kryterium oceny ofert” powinno sięgać rachunku kosztów ciągnionych, uwzględniających nie tylko to, co dzisiaj wyłożyć trzeba, ale również to, co w wymiarze uśrednionym i długoletnim składa się na rzeczywiste wydatki inwestorów. Już dawno udowodniono to na przykładzie relacji w antykorozji lekkiej odnośnie kwestii wyboru między „cynkować czy malować” z rozwiązaniem jeszcze dalej idącym i zalecającym „cynkować i malować”. W antykorozji ciężkiej, przynajmniej na razie, zwyciężają zwolennicy „perpetum mobile”, czyli koncepcji niskiego jednorazowego nakładu z oszczędnościami obejmującymi wszystkie części składowe procesu powłokowania antykorozyjnego. Podejście „perpetum mobile” nie uwzględnia konieczności „coś za coś” i zakładając, że za „mniej” można uzyskać „więcej”, prowadzi do niebezpiecznych sytuacji. Korozja jest bowiem nieubłagana i …bierze swój haracz bez względu na znaczenie i wielkość urządzeń przemysłowych.
Komentarze (0)