Powłoki antybakteryjne znajdują zastosowanie nie tylko w szpitalach, ale także m.in. w publicznych środkach transportu.
Antybakteryjne nie znaczy antywirusowe
Ostatni przykład jest o tyle symptomatyczny, że zwraca naszą uwagę na rosnący z każdym dniem pandemii trend opracowywania powłok, których działanie skoncentrowane jest nie na zwalczaniu bakterii i grzybów, lecz wirusów, w tym oczywiście SARS-CoV-2. Podstawowym zadaniem tego typu produktów jest neutralizacja wirusów przenoszonych drogą kropelkową na otaczające nas powierzchnie. I choć w niektórych przypadkach mogą one bazować na tych samych środkach czynnych co konwencjonalne powłoki antybakteryjne, są to raczej izolowane przypadki. Zdecydowany faworyt do tytułu najbardziej popularnego środka biobójczego – jony srebra – niezbyt dobrze radzi sobie w roli neutralizatora wirusów. Dużo lepiej wypada tu miedź: jeszcze przed wybuchem pandemii dowiedziono, że po 1 godzinie od inkubacji jest ona w stanie zneutralizować ok. 75% wirusów grypy, a po 6 godzinach jej skuteczność sięga już 99,999%. Badacze poszukują jednak także innych sposobów na zwalczanie wirusów: na liście testowanych środków można znaleźć zarówno konwencjonalne biocydy, jak i związki fotokatalityczne, a nawet chlor i inne składniki detergentów.
Przykładów takich można by mnożyć bez liku: powstają już preparaty, które można nanosić również na tekstylia – trudny w czyszczeniu, a tym samym bardzo lubiany przez wirusy materiał. Zaś firma CASTUS wprowadziła niedawno na rynek powłokę dedykowaną ekranom dotykowym, dowodząc, że jest ona w stanie usunąć 99% gromadzących się na nich kolonii wirusów. Rywalizacja o tytuł lidera w zwalczaniu koronawirusa trwa jednak także w pokrewnych sektorach rynku: włączyły się do niej również przedsiębiorstwa produkujące urządzenia i maszyny do nanoszenia powłok, takie jak choćby firma Kolzer oferująca maszyny do próżniowego powlekania powierzchni nanocząsteczkami miedzi w technologii rozpylania magnetronowego.
Komentarze (0)