Ponad trzydzieści lat spędzonych w kontakcie z antykorozją nie jest z pewnością szczególnym powodem do świętowania hucznego jubileuszu. Jest natomiast dobrą okazją do retrospekcji zarówno ogólnej, będącej spojrzeniem na najważniejsze kwestie branżowe w tym okresie, jak i indywidualnej – pozwalającej na pewne wnioski wynikające z doświadczeń osobistych.
Na pisanie pamiętnika – za wcześnie. Na pisanie poradnika zawodowego – za późno, ponieważ współczesne systemy sporządzania i przekazywania informacji bazują na zupełnie innych rozwiązaniach. Trudno bowiem w dzisiejszych realiach wyobrazić sobie sytuację, gdy niewątpliwie potrzebny “podręcznik antykorozjonisty”, pisany pod kątem ciężkich powłok chemoodpornych, miałby ukazać się w nakładzie 100-200 egzemplarzy. Na tyle bowiem można szacować chłonność rynku dla tej pozycji, co wcale nie oznacza lekceważenia słowa pisanego. To wynik wieloletnich przemian gospodarczych wymuszających specjalizację zawodową i silnie zawężających liczebność przedstawicieli fachu nazywających siebie “oraczami morza”. I o ile
oranie morza
można uznać za czynność wręcz absurdalną, to w antykorozji znajduje ona swe usprawiedliwienie. Wynika ono ze znanego w branży porzekadła, że chociaż “żelazo jest po to, żeby rdzewiało”, to temu rdzewieniu można jednak zapobiegać. Może nie do końca, może częściowo – ale sukcesywnie i zgodnie z potrzebami. A potrzeby w minionym okresie dość mocno się zmieniały. Ustanowiona w 1982 roku norma branżowa w sprawie wykonywania i badania wykładzin gumowych wymienia 13 przedsiębiorstw specjalizujących się w tej dziedzinie i uznanych za wiodące w “antykorozji ciężkiej”. Poza wymienionymi w normie, w kraju w tym czasie funkcjonowało jeszcze drugie tyle uniwersalnych warsztatów robót chemoodpornych, zlokalizowanych w mniejszych zakładach chemicznych i zorientowanych głównie na potrzeby własne. A wykonawców robót z grupy “antykorozji lekkiej” można było liczyć w tysiące. Porównanie dzisiejszego potencjału wytwórczego firm z grupy “guma, laminaty, ceramika” profesjonalnych zawodowo, posiadających stosowne uprawnienia i certyfikaty oraz świadczących usługi zewnętrzne wygląda – na tle powyższej statystyki – bardziej niż skromnie. Może z wyjątkiem specjalistycznego lakiernictwa przemysłowego, które znajdując się obecnie w fazie intensywnego rozwoju – trzydzieści lat temu praktycznie nie istniało a malowanie elektroforetyczne, proszkowe, elektrostatyczne i inne współczesne rewelacje techniczne dopiero się rodziły. Spośród wspomnianej wyżej “trzynastki” najważniejszych firm antykorozyjnych lat minionych, współczesności – w różnym stanie – doczekało pięć spośród nich. Około pięć innych powstało lub zmieniając wcześniejszy profil – dołączyło do “seniorów”. I jest ich w sumie tyle, że z trudem dzielą się krajową ofertą usług na prace chemoodporne, tak by dla wszystkich starczyło. Problem rozwiązują w znacznym stopniu roboty u klientów zagranicznych, co nie zmienia faktu, że istotne dla branży sprawy krajowe można pominąć. Wśród najważniejszych – jak sądzę – znajduje się
Komentarze (0)