Publiczny proces planowania inwestycji zawsze rodzi ryzyko pojawienia się samospełniających prognoz. Zwłaszcza wyrażane publicznie krytyczne poglądy o braku ekonomicznego uzasadnienia ekomodernizacji mogą skutecznie podnieść poprzeczkę przed inwestorem. Rozłożenia kosztów na wszystkich uczestników projektu, poprzez udział kapitału akcyjnego w finansowaniu, staje się niedostępnym narzędziem kreacji ekonomicznej. W efekcie dostawcy ekotechnologii oczekują od stoczni pokrycia wszystkich swoich kosztów, gdyż przewlekające się negocjacje i debaty z nadzorem ekologicznym tworzą negatywne skojarzenia w środowisku inwestorów. Im silniej nagłośnione, tym bardziej stocznia jest sama ze swoimi problemami. Znanych jest wiele przykładów dramatycznych historii spółek technologicznych włączonych do budowy ekologicznych programów inwestycyjnych, z których ten ilustrowany wykresami ocenić trzeba jako typowy. Kapitał akcyjny zgromadzony po utworzeniu spółki technologicznej topnieje w miarę podnoszenia wymagań przez nadzór ekologiczny. Powrót inwestorów można obserwować dopiero po uruchomieniu nowej technologii i uzyskaniu dobrych wyników jej wdrożenia.
Kłopoty z utrzymaniem kapitału akcyjnego dotyczą również stoczni poddanych presji prawnej. Naturalny odruch inwestorów to ucieczka przed problemami z pozaekonomicznymi zaburzeniami rynku. Już w latach 80., na początku procesu ekomodernizacji przemysłu stoczniowego w USA, każdy inwestor musiał tam podjąć decyzję, czy zamierza swoje kapitały wystawiać na ryzyko związane z niestabilnością warunków funkcjonowania przemysłu poddawanego pozaekonomicznym ingerencjom państwa. Wielu wybrało przeniesienie inwestycji w regiony świata, w których jeszcze nie ma ekologów i związków zawodowych. Gdzie siła robocza zadowala się niewielkim ułamkiem wynagrodzeń amerykańskich, a zapał do pracy może zrównoważyć niedostatek umiejętności. Stocznie azjatyckie i południowoamerykańskie przejęły zamówienia wcześniej lokowane w spółkach amerykańskich. Początkowy sukces inwestorów, eksploatujących ten model radzenia sobie z ekomodernizacją, już w latach 90. napotkał nieoczekiwane trudności. Okazało się, że "inżynieria finansowa" władz lokalnych potrafi wyeliminować wpływy założycieli najpotężniejszych koncernów, a lokalne kadry przejawiają nadzwyczajną zdolność do kreacji technicznej. Inwestowanie we "wschodzące rynki" okazało się pułapką bez dobrego wyjścia. Stoczniowy przemysł amerykański obecnie już w 80% utrzymywany jest zamówieniami rządowymi, a coraz większa jest presja na przeniesienie nawet tych zleceń w ramach ograniczania deficytu budżetowego państwa.
Komentarze (0)