
Każdy lakiernik odpowie bez wahania: prawidłowe przygotowanie powierzchni. A więc szlifowanie, prawidłowe usunięcie zapylenia i superdokładne odtłuszczenie przygotowanej powierzchni do malowania ostatecznego. Ogromne znaczenie ma też miejsce, w którym wykonuje się prace lakiernicze. Nikt nie chce produktu, na którym będą występowały wklejone drobiny kurzu. Bardzo długo walczyliśmy z tym bardzo często występującym defektem na powłoce lakierniczej.
Początkowo samoloty malowaliśmy w lakierni starego typu – betonowa podłoga, stare wymalowania ścian, na których zalegały pokłady kurzu i odkurzy lakierniczych, brak możliwości utrzymania odpowiedniej wilgotności w czasie nakładania emalii poliuretanowych. Przed każdym malowaniem samolotu przystępowaliśmy najpierw do akcji czyszczenia lakierni. Im dokładniej było to przeprowadzone, tym mniej czasu poświęcaliśmy na usuwanie defektów spowodowanych osiadającym na świeżej powłoce kurzem. Muszę tu dodać, że polerowanie samolotu nie jest rzeczą tak prostą jak w przypadku samochodu. Wszystko musi być wykonywane ręcznie, bowiem na samolocie nie ma właściwie powierzchni gładkich. Skorupa samolotu to nity, zygi i różnego rodzaju przetłoczenia uniemożliwiające stosowanie maszyn.
Wyeliminowałam stosowaną do tej pory do odtłuszczania benzynę ekstrakcyjną. W jej miejsce wprowadziłam środek firmy Socomor Disetone DLS (stosowany również przez takich potentatów lotnictwa jak Airbus czy Boening). Stosujemy zarówno płyn do nasączania szmatek, aerozol do miejsc trudno dostępnych (wnęki skrzydłowe), a także ściereczki firmowo nasączone środkiem. Następnie zrezygnowałam z czyściwa białego (krótko mówiąc, szmat bawełnianych) na rzecz ściereczek bezpyłowych TORK 606. Tuż przed samym nakładaniem powłoki lakierniczej elementy samolotu są przecierane ściereczkami pyłochłonnymi firmy 3M.